Reprodukcja zamieszczona jako ilustracja tego tekstu najlepiej pokazuje, jaki jest stosunek twórcy do dzieła. Co prawda w tym przypadku twórczynią nie jestem ja, lecz osoba, którą kocham najbardziej na świecie. Chyba nie dziwi więc fakt, że dzieło, a raczej arcydzieło, uważam za wybitne. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Jeśli ktoś nie widzi, jak wyszukanej techniki użyła autorka (rysowała pewną kreską), jak zaskakujący i oryginalny temat porusza (rodzina) i jak bezbłędnie użyła wszystkich dostępnych środków wyrazu, to znaczy… że jest kiepskim redaktorem. Bo dzieło jest doskonałe i nic w nim poprawiać nie trzeba.
W czasach, gdy tak popularny stał się self-publishing i właściwie każdy może dziś wydać książkę, mając cichą nadzieję na sukces na miarę J. K. Rowling, wielu z „self-autorów” uważa, że ich książka żadnej redakcji, czy choćby korekty, nie potrzebuje. Jest gotowa i trzeba ją tylko wydać.
Nic bardziej mylnego. Gdyby tak było, po cóż wielkim pisarzom byliby potrzebni redaktorzy? A przecież wiemy, że oni są i wykonują swoją mrówczą pracę, której czytelnik nawet nie zauważa. To trochę tak jak z dobrym wychowaniem. „Dobre wychowanie to jest to, czego pozornie nie widać. Tak jak nie widać zmytych naczyń lub pościelonego łóżka, to widać tylko, kiedy nie jest zrobione” – powiedziała Beata Tyszkiewicz*, a kto jak kto, ale pani Beata wie, co to klasa.
Drogi Autorze, być może Twoja książka jest naprawdę świetna; może masz genialny pomysł na fabułę, wymyśliłeś fascynujących bohaterów, wciągającą intrygę, potrafisz poruszyć w czytelnikach ogromne pokłady emocji… ale jeśli powieść jest najeżona błędami, to raczej nie wzbudzi zainteresowania na rynku wydawniczym. Żegnajcie marzenia o nagrodzie Bookera.
Zachęcam do zainwestowania w profesjonalną redakcję tekstu. Warto, żeby książkę przeczytał ktoś jeszcze, zanim ona ujrzy światło dzienne i nawet na łzy i lament będzie już za późno. Masz zamiar wkrótce pokazać ją całemu światu? Pokaż najpierw jednej życzliwej i odpowiednio do tego przygotowanej osobie. Nie ma w tym nic dziwnego, że uzdolniony pisarz nie jest jednocześnie biegłym językoznawcą i wymaga wsparcia profesjonalisty. Każdy z nas został obdarzony innym talentem.
Twórca widzi swoją książkę inaczej niż czytelnik. On ją kocha, zna prawie na pamięć, słyszy w swojej głowie każde słowo i to z odpowiednią intonacją. Nosi w wyobraźni dokładny obraz wymyślonych miejsc, a bohaterów zna jak członków najbliższej rodziny. Zwykle jest zdziwiony, że ktoś może jakiś fragment odbierać zupełnie inaczej, a całkowicie zdumiony, gdy redaktor poprosi o doprecyzowanie, co dokładnie miał na myśli, pisząc jakieś zdanie. Książce (i zresztą każdej publikacji) potrzebne jest obiektywne spojrzenie z boku.
Autor wie, co chce przekazać, ale nie zawsze wie… że nie przekazał.
To redaktor wskaże mu miejsca, nad którymi trzeba jeszcze popracować (patrz zdjęcie powyżej: mama, tata i dziecko na obcasach? Fikcja literacka dopuszcza każdą możliwość, o ile jest wiarygodna i prawdopodobna; wystarczy dopisać, że to dom wariatów. Pępek na koszulce? Jeśli to fantastyka, to w porządku).
Redaktor zadba o to, żeby tekst stanowił spójną całość – wychwyci, że Jurek, który jeszcze wczoraj był Karolem i mieszkał na Pocztowej 3 na drugim piętrze w bloku bez windy, właśnie „wjeżdża windą na swoje czwarte piętro w kamienicy przy Pocztowej 103”. Jeśli teraz nie pozwolisz się wykazać redaktorowi językowemu, za chwilę zauważy to Twój czytelnik. Na 100%.
Redaktor zna zasady poprawnej polszczyzny i edytorskie standardy. Nie pozwoli Ci napisać, że Baśka w 1980r. gdy chodziła do 3-ej kl. szk. średniej nosiła miskę 70 D, Ania była zajebista, a Zośka zajęła I-sze m-ce w konkursie akrobatycznym. Raczej, że Baśka miała fajny biust, Ania styl, a Zośka coś, co lubię…**
Redaktor nie wytyka błędów autorowi, żeby mu zrobić na złość, tylko je wskazuje, ponieważ jemu też zależy, żeby publikacja była świetna. Uwierz, Autorze, że redaktor włoży całe serce i wszystkie swoje umiejętności w to, żeby Twoje dzieło było jak najlepsze. Nie zawsze, ale często jego nazwisko też znajduje się na stronie redakcyjnej, a on sam w ten sposób buduje również swoje portfolio i pracuje na opinię w branży.
I nie bój się, że redaktor coś Ci popsuje i będziesz się musiał kłócić o każde słowo. Dobry redaktor nie będzie zmieniał Twojego stylu, poprawiał dobrego na „bardziej dobre” ani wprowadzał żadnych zmian w tekście potajemnie. Ostatnie słowo zawsze należy do twórcy. Zawsze możesz odrzucić proponowane zmiany. Redaktor się nie obrazi, najwyżej poprosi, żeby nie umieszczać jego nazwiska w stopce redakcyjnej…
* cyt. za A. Augustyn-Protas, Beata Tyszkiewicz. Portret damy, Warszawa 2020, s. 10.
** R. Gawliński (Wilki), Baśka, 2002.