Mówi się, że nie szata zdobi człowieka. My, kobiety, wiemy, że to nieprawda. To stare powiedzenie na pewno wymyślił jakiś mężczyzna, którego żona zbyt dużo wydawała na stroje. Nie daj się zwieść, gdy twój mężczyzna mówi, że najpiękniejsza jesteś sauté – to miłe, ale może on po prostu obawia się, że wkrótce zawłaszczysz również jego część garderoby, gdyż właśnie zorientował się, że zostały mu zaledwie dwie szuflady, jedna półka i trzydzieści centymetrów drążka na koszule. No i tyle mu wystarczy.
Różne rodzaje publikacji wymagają różnej oprawy. Facet jest jak „Gazeta Wyborcza” – zawsze tak samo, zawsze dobrze. Ale my, dziewczyny, jesteśmy jak seria wydawnicza – dwadzieścia cztery tomy, a w każdym co innego.
Doskonały wizerunek to podstawa dobrego samopoczucia. Musi pasować do okazji, nastroju, figury, osobowości. Podobnie rzecz ma się z tekstem. Książka to nie tylko słowo w niej zawarte. Ona chce też pięknie wyglądać i wyróżniać się na tle koleżanek. Potrzebuje dobrego stylisty. Takiego, który przygotuje ją stosownie do okazji. Ubiór zależy od okoliczności. Inaczej ubieramy się na spotkanie biznesowe, inaczej na randkę, a inaczej na spacer po lesie. Dla naszej książki też trzeba wybrać odpowiedni strój.
Tym zajmuje się redaktor techniczny. Jest stylistą publikacji. Musi tak zaprojektować jej wygląd, aby korespondował z tym, co zawiera wnętrze. Każdy tekst, podobnie jak każda kobieta, wymaga innej oprawy. Nie wszystko pasuje do każdego. Aneta Kręglicka powiedziała kiedyś w wywiadzie dla magazynu „Viva! Moda”: „Mam dość wyrazistą urodę, uważam, że za dużo zdobień, elementów mnie »zjada«”*. Racja. Styl minimalistyczny, klasyczny, choć z pazurem – wystarczająca oprawa dla prawdziwego piękna. Ale już do Kim Kardashian całkiem pasuje sukienka z obcisłej złotej lamy lub wojskowej siatki maskującej. Zauważcie, że klasyki literatury zwykle nie zwracają na siebie uwagi swoją obwolutą – nie muszą; ale już literatura niewysokich lotów często „krzyczy” z półki: Weź mnie!
To bardzo ważne, z jakiego rodzaju tekstem mamy do czynienia – gdy to wiemy, możemy nadać mu odpowiednią formę. Książka to nie tylko jej literacka zawartość – to też strona tytułowa, redakcyjna, paginacja, spis treści, bibliografia, wreszcie okładka, typ oprawy – ktoś to wszystko musi zaprojektować. Wszystkie te elementy muszą do siebie pasować (nieodpowiednie buty zrujnowały już niejedną stylizację) i być tak zaprojektowane, aby ułatwić i uprzyjemnić czytelnikowi odbiór treści.
Redaktor techniczny wybierze odpowiedni format książki (inny dla albumu ze zdjęciami obrazującymi historię mody, a inny dla kieszonkowego tomiku poezji), zaprojektuje dodatki (układ ilustracji, tabel, wykresów), dobierze odpowiedni krój (czcionki, nie sukienki). Gotyk, barok czy modernizm to nie tylko style w sztuce, ale i w krojach pisma właśnie. Font może być prosty, jak na przykład popularny Times New Roman, lub ozdobny – taki jak wysmakowana Apolonia Grafia – odmiana fontu Apolonia, zaprojektowanego przez doktora Tomasza Wełnę (pozdrawiam Pana Doktora i dziękuję za wyrozumiałość i zaliczenie przedmiotu Grafika książki). Możemy nawet spróbować ubrać nasze dzieło w szwabachę – to taka kreacja odpowiednia na bal przebierańców z motywem przewodnim „Imię róży”. Możliwości są nieograniczone. Kto bogatemu zabroni?
Chociaż z ozdobnikami i wyróżnieniami nie należy przesadzać. Albo mini, albo dekolt (no dobrze, powiedzmy że do 25. roku życia ta zasada nie obowiązuje, ale książki dla dzieci rządzą się innymi prawami). Podobnie w typografii – redaktor techniczny dobrze wie, co i jak należy wyróżnić: co pogrubić (tak, drogie panie – czcionki mogą sobie na to pozwolić), co zaznaczyć kursywą, a co rozspacjować (i to bez użycia spacji) – do tego naprawdę trzeba mieć „oko”.
Parafrazując Pana Jerzego Iwaszkiewicza, który na łamach „Vivy!” nieustająco twierdzi, że „polityką się nie zajmujemy, bo od tego brzuch boli”, powiem, że redakcją techniczną ja i moja firma się nie zajmujemy, bo od tego oczy bolą, ale darzymy wielkim szacunkiem ludzi, którzy znają się na tej robocie. Moje zwyczajne, korektorskie, codzienne problemy pomaga rozwiązać podręcznik Pana Adama Wolańskiego Edycja tekstów; to jedna z pozycji, z którymi się nie rozstaję i którą polecam wszystkim początkującym redaktorom językowym – nie dlatego, że to dla początkujących, tylko dlatego, że wszyscy inni doskonale ją znają. Dużo można się z niej dowiedzieć na temat słynnych wpadek modowych, czyli błędów składu, ale o tym napiszę w innym artykule.
* K. Sielicka, Miss Klasyka, „Viva! Moda”, nr 2/2019, s. 91.